piątek, 18 kwietnia 2014

Święta...

Święta. Czy to wielkanocne, czy bożonarodzeniowe, czy nawet zmarłych.
Apokalipsa na drogach. Korki, wkurzeni kierowcy, pchający się piesi 'aby tylko przejść' - co tam że nie ma pasów, a ciągną za sobą dziecko. Dawać dobry przykład to podstawa.

Tak jak ostatnio. Wracam z pracy. Godzina 17:30. Ciężko o miejsce pod moim blokiem. Mamy taki mini parking, gdzie stajemy prostopadle do ulicy (nawet uliczki). Na pewno wiecie o co chodzi. Wjeżdżam sobie, jadę wyjątkowo powolutku i szukam miejsca. W pewnym momencie spojrzałam przed siebie, bo wiedziałam, że mam przed sobą próg zwalniający. I jak w tym momencie nie wyleci, nie przebiegnie jak strzała! Dziecko. Dziewczynka. Na oko z 5-6 lat. Ledwo sponad maski ją było widać. Od razu po hamulcach. I jak stanęłam - tak stałam. Zatkało mnie. Serce mało co mi nie wyskoczyło. No prawie zawału dostałam. A dziewczynka nawet się nie przestraszyła, nie zwróciła uwagi. Jakby mikrusa nie zauważyła nawet. A zatrzymałam się max 10 cm od niej. Jak wyskoczyła tak pobiegła dalej. Otrząsnęłam się, rozglądam. Rodziców, opieki, starszego rodzeństwa, babci, psa - no nikogo kto by dzieciaka pilnował. Jedynie jakiś chłopak stanął na chodniku i za głowę się złapał widząc sytuację.
Naprawdę to taki trud wpoić dzieciakowi rozglądanie się na ulicy? Nie przebieganie przez jezdnię? I kto do jasnej ciasnej puszcza pięciolatkę samą? A później krzyk i rozpacz. I kto jest winny? Nieodpowiedzialny kierowca, bo młody, bo baba, bo to, bo siamto.

A wracając do świąt. Moje pierwsze doświadczenia za kierownicą podczas świąt. Mikrus pojawił się u mnie w Wigilię zeszłego roku i po drodze nie było nic takiego żeby na drogi wyjechało zatrzęsienie kierowców. Zdziwiona nie byłam, ale miałam okazję pierwszy raz zobaczyć od innej perspektywy co się wtedy dzieje. Krzyki, wyzwiska i trąbienie to podstawa. Znaczy na co dzień też, ale nie w takim stopniu. Na szczęście zdarzają się ludzkie odruchy. Gdyby mnie jakiś przemiły dziadzio nie wpuścił to pewnie do teraz bym wyjeżdżała ze swojej uliczki. Z kolei za chwilę chciałam skręcać w lewo, na ulicy, z której chciałam skręcić korek w obie strony. Nieee po co pomyśleć żeby zostawić miejsce tym, którzy chcą skręcić. Pan stwierdził, że stanie na środku wjazdu - fakt, wtedy będzie 1,5 metra bliżej do celu. Inni niech sobie stoją i czekają aż wielmożny odjedzie. Podjechałam do niego na tyle blisko, że chyba zorientował się, że tak się nie robi. Na szczęście kierowca za nim miał na tyle rozumu, że zostawił odstęp na tyle, że wielmożny mógł się cofnąć.
I tak z tego co zauważyłam to na drogach milsze są baby. Częściej przepuszczają.

A jutro powtórka. Jajca święcić trzeba jechać i na cmentarz do dziadka. Liczę, że w godzinę dojadę. (Normalnie się tam jedzie 15-20 minut).

Wesołych Świąt Kochani Kierowcy, oszczędzajcie klaksony!

1 komentarz:

  1. hehe to prawda ulice zapełnione stworami które ja nazywam niedzielnymi kierowcami ;) ale dało się przeżyć, chociaż w wiadomościach podają że w tegoroczne święta padł rekord wypadków drogowych śmiertelnych...

    OdpowiedzUsuń