piątek, 13 marca 2015

No i wyjechali!

Tak! Pierwsze promienie słońca pozwoliły im wyjechać na drogi! Jak ja się cieszę widząc te ich kręcące się dwa kółeczka. Jak mkną swoimi szalonymi pojazdami.
Jak wjeżdżają mi pod koła.

Nie, nie motory. Na te akurat lubię patrzeć, żaden mi krzywdy nie zrobił i myślę, że fajnie by było się takim cudem przejechać. Broń Boże nie sama, jakby to wielkie żelastwo się przewróciło to prędzej bym zrobiła pod siebie niż je podniosła.

Mówię o moich kochanych i jakże uwielbianych rowerzystach! Pierwszy promień wyjrzał zza chmur i pojawili się. Chmary. I jedzie taki kretyn ulicą zamiast poboczem. I to zygzakiem. Bo ja jestem cholerną wróżką, która przewidzi, w którym momencie jego widzimisię każe zjechać mi pod koła.
I like it.

-------------

Swego czasu mnie i ojca ogarnęła trwoga.
Mama wypowiedziała słowa mrożące krew w żyłach i zatrzymujące czas.
Ja to chyba zrobię prawo jazdy.
Aż mi się przypomina filmik z dobitnie wykrzyczanym słowem 'no'.

Żeby jakoś zobrazować Wam o co chodzi: kiedyś ojciec próbował mamę nauczyć jeździć. Przy pierwszej próbie krzyczała. Przy drugiej wjechała w pole i się zakopała.

Kolejne słowa sprawiły, że zrobiło nam się ciemno przed oczami:
I jak zrobię to będę pożyczać od Was samochody!
Schowałam zapasowe kluczyki.

Wracam wczoraj do domu, ojciec już spał, mówię do mamy "coś mam chyba z hamulcami, nie wiem czy to klocki czy wężyk od płynu", na co słyszę, że ona się i tak nie zna, więc próba dobitnego wytłumaczenia "to znaczy, że nie mam hamulców i mogę się zabić podczas drogi". Zrozumiała.

Fakt, przedwczoraj z rana od razu wiedziałam, że coś jest nie tak, bo hamulec za bardzo wpadał i dość słabo Mikruń hamował. Ojciec jak zajrzał pod maskę i zobaczył, że nie mam płynu hamulcowego to się za głowę złapał i zabronił mi jeździć. Na szczęście do pracy idę dopiero w środę, a jutro do szkoły pojadę autobusem co z jednej strony cieszy, bo wreszcie będę miała czas na poczytanie książki i tym razem nie będę miała wymówki, żeby nie iść na piwo po ciężkich wykładach.

A właśnie! Jeśli o alkoholu mowa - wczoraj miałam swoją pierwszą kontrolę. Grzecznie sobie zaparkowałam przed północą pod blokiem i kątem oka widzę samochód policji parkujący obok, myślę sobie "nic nie zrobiłam przecież, udam że ich nie widzę". Niestety nie stałam się niewidzialna i pan policjant podszedł do mnie z żółtym urządzeniem i pytaniem 'trzeźwa?' - ba! wiadomo, że tak. W końcu jak to mój chłopak mówi jestem bezpiecznym kierowcą roku. Zostałam pochwalona za dmuchanie (tak, serio. zostałam poinformowana, że większość facetów nie umie 'chuchają, dmuchają i kombinują').

No, także tego.

1 komentarz:

  1. Policjanci widzę mieli poczucie humoru :)
    Co do rowerzystów - sama jedną byłam, zanim skradziono mi rower, ale... nigdy nie miałam odwagi pojechać drogą. Taką normalną, dla samochodów. Znaczy, jezdnią. Zawsze albo chodnik (tak, żeby nie pozabijać pieszych), albo ścieżka rowerowa na chodniku, albo ścieżka rowerowa na jezdni, ale to też jadąc ostrożnie jakbym miała siatki z jajkami po obu stronach kierownicy... Nie wiem, skąd to się w ludziach bierze.
    Co do krzyczenia na samochód - ja na kursie prawa jazdy mówiłam do punciaka jak do małego pieska. Na każdej jeździe instruktor mało nie dostawał szału. :) Ostatecznie nie mam prawa jazdy, bo sk******n postanowił się zemścić za "krzywdę" mojego ojca (znali się, a rodzice są po rozwodzie i ojciec płacił na mnie alimenty), więc godzinę wcześniej celowo wprowadził mnie w błąd na skrzyżowaniu i oblałam wewnętrzny. Planuję co prawda iść na następny kurs (poprzedni robiłam jakieś 3-4 lata temu), ale już na pewno nie do tej szkoły.

    OdpowiedzUsuń