czwartek, 9 października 2014

Jesień na drodze.

Przyszła jesień. Tak jakby. Zimniej jest. Liście spadają z drzew. I.. kamienie. Ja wszystko zrozumiem, liście, szyszki, kasztany. Ale żeby kamień spadł mi na szybę podczas jazdy? Jak nic, z drzewa. Nie wiem co ta natura rodzi na jesień. Bardzo dziwne.

Jedyne co (tak myślałam) lubię w jesieni od kiedy jestem kierowcą - mniej rowerzystów. Bo zimniej, bo deszcz. A gdzie tam. Chyba na drogi wyleźli masochiści lubiący jak ich wichura smaga po kręgosłupie. (Wczoraj oglądałam jakiś program na tvn turbo, coś w stylu 'Drogówki", policja jeździła do wypadków i zdarzeń na drodze. W programie pokazano około 6 wydarzeń. W 4 brali udział kierowcy, w jednym koziołek - wybiegł nagle z parku w jakimś większym mieście, a w jednym pan zjechał na sąsiedni pas przywalając w innego kierowcę i zarzekał się, że nic nie zrobił. Wracając do rowerzystów, okej w 2 przypadkach była wina kierowców samochodów, ale w jednym dziadzio na rowerku jechał chodnikiem i nagle zjechał na przejście dla pieszych i chciał przez nie przejechać, kierowca nie zdążył wyhamować. Dziadzio ze złamaną nogą wielce zdziwiony, że to on jest sprawcą wypadku. Wiedziałam, że starszym osobom się nie wierzy - cokolwiek prowadzą.)

A i kierowcy jacyś dziwni się zrobili. Jadę sobie spokojnie do domu, z pracy. Widzę - pani za mną, w samochodzie wyglądającym na szybki, ciągnie się za mną, więc ja i kulturalna micrunia zjeżdżamy na prawo żeby pani mogła sobie bez stresu wyprzedzić. Pani się trochę czai w końcu zaczyna wyprzedzać. Przy wysepce. Nie, nie po przeciwległej stronie jezdni. Po naszej stronie. Nie muszę chyba wspominać, że gdy na drodze wyrasta wysepka to nie ma tam pobocza. Wysepka na wzniesieniu, na wysepce znak, po prawej krawężnik, który powyrywał by mi opony. Ale nic to! Nie wiem, po prostu nie wiem jakim cudem pani zmieściła się tam razem ze mną. Cisnęły mi się na usta mocniejsze wersje kurzej stopy i niech cię jasna, ale pani łaskawie przeprosiła. No, niech będzie. Spokojny ze mnie człowiek. Micrunia też nie szukała afery.

Najlepsi są ci, którzy jadą mi na zderzaku. przeciwległy pas ruchu pusty. Ale nie, oni całują zadek micruni. No nic, może mają awersję do wyprzedzania. Okej, zjeżdżam na prawo, niech wyprzedza na naszym pasie. Nie, po co. Dalej jedzie tuż za mną. Po jakimś kilometrze takiej jazdy stwierdzam, że wracam na drogę. Kierowca dalej pół metra ode mnie. Na przeciwległym pasie pojawiają się samochody. I co wtedy robi całujący zderzak? Bingo - wyprzedza. Może lubi trochę adrenaliny: "zdążę czy nie".

A tak na zakończenie - micrunia ma zdolności samonaprawiające. Zaciął mi się pas (na szczęście na tyle, że na wdechu da się zapiąć). I tak jeździłam z tym pasem przez miesiąc (2 dni po naprawieniu go, znowu się zaciął). Potem padłam martwa na 3 dni z 38,7 na termometrze. Jak wstałam z żywych - trzeba było jechać do pracy. Wsiadam. Hmm, coś dziwnego - pas działa! Ojciec zarzeka się, że nie dotykał micruni. Ciekawe, ciekawe.

3 komentarze:

  1. Dzięki za powrót. Lubie czytać jak sobie radzą inne laski, bo sama jestem cholernie słabym kierowcą i umiejętności innych do radzenia sobie w dziwnych sytuacjach są dla mnie inspiracją :)
    Ze starszymi osobami to racja. We mnie na 10 godzinie jazdy L-ką wjechał dziadek, ja na zielonym jadę prosto, on z naprzeciwka skręca w lewo tj. w drzwi kierowcy L-ki. Dziadyga zdziwiony uparcie twierdzi, że miał pierwszeństwo (!), a sygnalizacja świetlna, która mnie puściła nie istnieje :]

    OdpowiedzUsuń
  2. Niektórzy kierowcy zadziwiają mnie swoją głupotą.. a szczególnie przedstawiciele handlowi czy dostawcy - pędzą na złamanie karku, naginając lub łamiąc wszelkie przepisy ruchu drogowego, stwarzają zagrożenie nie tylko dla siebie, ale również dla innych. Najlepiej ich unikać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha z tym pasem to mnie rozbawiłaś ;p

    OdpowiedzUsuń